jeden kozę lub tłuste jagnię; bogatsi mieli po jednym wole lub po dwa, a kilkakroć widziałem nawet, jak pędzono całe trzody. Były to dary miłości, ofiary, przynoszone przez bogatszych do świętego grobu, aby biedni ich bracia nie cierpieli niedostatku. Jakkolwiek jednak tylu przybywało i odchodziło, nie pojawili się moi Baszybożucy i Arnauci i do dziś dnia nie wiem, gdzie się podzieli.
Na trzeci dzień, t. j. w pierwszy dzień uroczystości, siedziałem znowu z moim tłumaczem nad książką. Było to jeszcze przed wschodem słońca. Pogrążyłem się w pracy tak głęboko, że nie zauważyłem, jak wszedł buluk emini.
Chrząknął on kilka razy, a gdy i tem nie zwrócił na siebie mojej uwagi, zawołał:
— Emirze!
— Co tam?
— W drogę!
Teraz dopiero zauważyłem, że był już w swoich butach z ostrogami. Oddałem książkę synowi Seleka i zerwałem się na równe nogi. Zapomniałem zupełnie, że muszę się wykąpać i wdziać świeżą bieliznę, aby godnie stanąć u grobu świętego. Wziąłem z sobą bieliznę i pośpieszyłem przez wieś. Strumień roił się od kąpiących się; musiałem więc pójść dość daleko, aby znaleźć miejsce, gdziebym nie był widzianym.
Wykąpałem się i zmieniłem bieliznę, czego w podróżach po Wschodzie nie można zbyt często urządzać. Czułem się też jak nowonarodzony i już miałem opuścić miejsce mojej kąpieli, kiedy zauważyłem lekkie poruszenie w krzakach, ciągnących się wzdłuż brzegu strumienia. Czy było to zwierzę, czy też człowiek? Byliśmy teraz w stanie wojennym, więc zbadanie rzeczy nie mogło w żadnym razie zaszkodzić. Zachowałem się, jakgdyby mię nic nie obeszło, zerwałem kilka kwiatków i zbliżyłem się pozornie bez żadnego zamiaru do miejsca, gdzie moją uwagę zwróciło wspomniane poruszenie. Obróciłem się przytem plecyma do krzaka. Nagle odwróciłem się i w szybkim skoku stanąłem w pośrodku gęstwiny. Przedemną stał zgięty ku ziemi mężczyzna. Był młody, lecz miał w sobie coś z charakteru wojskowego, choć zauważyłem u niego tylko nóż, jako jedyną
Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/226
Ta strona została skorygowana.