było objąć wzrokiem prawie całą dolinę. Wszędzie obozowali ludzie, każde drzewo było namiotem.
Po drugiej stronie stała świątynia, poświęcona słońcu (Szejk Szems). Stała tak, że musiały ją oblewać pierwsze promienie porannego słońca. Wszedłszy tam później, znalazłem tylko cztery nagie ściany, bez żadnych urządzeń, świadczących o bałwochwalczych obrzędach. Jasny promień wody płynął w rynnie podłogi, a na czystej, białej ścianie wapiennej ujrzałem słowa napisane w języku arabskim: „O słońce, o światło, o życie, o Boże!“
Zzewnątrz poza nią siedziało kilka rodzin bogatszych Koczerów[1]. Mężczyźni, przybrani w jasnobarwne bluzy i turbany, zdobni fantastyczną bronią, stali oparci o ścianę. Kobiety miały suknie jedwabne, a włosy spadały im na plecy w długich warkoczach, w które wplecione były pstre kwiaty. Czoła ich pokryte były niemal całkiem złotemi i srebrnemi monetami, a długie sznury monet, pereł szklanych i rżniętych kamieni zwisały im dokoła szyi.
Przedemną stał mężczyzna z Sindżar, oparty o pień drzewa. Skóra jego była ciemno-brunatna, a strój biały i czysty. Przenikliwym wzrokiem badał otoczenie i strząsał od czasu do czasu długie włosy z oblicza. Strzelba jego miała niezgrabny staroświecki zamek lontowy, a ostrze jego noża przytwierdzone było do grubociętej rękojeści. Widać było jednak po nim, że jest człowiekiem zdolnym do użycia z powodzeniem tej prostej broni. Tuż obok niego siedziała przy niewielkiem ognisku jego żona i piekła nad niem jęczmienne placki. Ponad nim wspinali się po gałęziach drzewa dwaj półnadzy brunatni chłopcy, którzy także nosili już noże na cienkich sznurkach opasujących im biodra.
Nieopodal obozowało wielu mieszczan może z Mossul; mężczyźni opatrywali swoje chude osły, a kobiety blade i wynędzniałe wyglądały jak wymowne obrazy biedy, trosk i ucisku, na który ludzie ci byli wystawieni.
Potem widziałem ludzi z Szejk-han, z Syrji, z Hadżilo i Midjad, z Heiszteran i Semzat, z Mardin i Nizibin, z okolic Kendali i Delmamikan, z Kokan i Ko-
- ↑ Plemiona wędrowne.