nadludzki wysiłek, westchnął kilka razy głęboko, ale wreszcie przełknął i ten przysmak.
— To nie do wytrzymania — szepnął do mnie znowu po angielsku. — Czyż muszę to znosić?
— Tak.
— Bez oporu?
— Tak. Ale wolno się panu zemścić.
— Jakto?
— Uważaj pan, co ja robię i zrób pan to samo!
Wziąłem w garść trochę makaronu i wetknąłem go szejkowi do ust. Zaraz po mnie Lindsay poczęstował go garścią roztopionego masła. Stała się przytem rzecz, której nigdybym się nie spodziewał: oto szejk przyjął bez wahania jadło podane ręką niewiernego. Prawdopodobnie postanowił sobie umyć się natychmiast po uczcie i oczyścić się z tego grzechu jakimś krótszym lub dłuższym postem.
Po spożyciu tych wstępnych przysmaków, szejk zaklasnął w dłonie: wniesiono zini, czyli miskę ogromną, mającą około sześć stóp w obwodzie, na której widniały rozmaite rysunki i napisy. W niej było birgani, mieszanina z mięsa baraniego, ryżu i roztopionego masła. Potem podano warah maszi, potrawkę, mocno korzeniami zaprawioną, dalej kebab, małe kawałeczki pieczeni, wetknięte na drewniane patyczki; następnie kima, mięso gotowane, smażone granaty, jabłka i pigwy, wreszcie raha, ciasteczka, podobne do tych, które my lubimy podawać na deser.
Już koniec? O, nie! Gdy sądziłem, iż biesiada się już skończyła, wniesiono główne danie uczty: całego barana, upieczonego na rożnie. Za nic w świecie nie mógłbym już więcej zjeść.
— El Hamd ul illah! — zawołałem; zanurzyłem ręce w naczyniu i otarłem je sobie o ubranie.
Był to znak, że nie będę już więcej jadł. Ludzie Wschodu nie znają naszego ciągłego zapraszania do jedzenia. Kto powiedział: „El Hamd“, temu wolno już nie jeść i nikt na niego nie zwraca uwagi.
Zmiarkował to Anglik, więc zawołał:
— El Hamdillah! — zanurzył ręce w wodzie, ale potem zaczął rozglądać się wkoło z zakłopotaniem.
Szejk zauważył to i podał mu swój haik.
Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/35
Ta strona została skorygowana.