Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/36

Ta strona została skorygowana.

— Powiedz twemu przyjacielowi — rzekł, zwracając się do mnie — że może sobie ręce obetrzeć o moją szatę. Anglicy nie znają się widocznie na czystości, skoro nie mają na sobie ubrania, o któreby mogli wytrzeć ręce.
Wytłumaczyłem Anglikowi, jaką propozycję szejk mu uczynił; skorzystał on też z niej jak najskwapliwiej.
Po tych ceremonjach wypito trochę araki i każdy z gości otrzymał kawę i fajkę.
Teraz dopiero nadeszła chwila stosowna do przedstawienia mnie całemu ogółowi. Szejk zabrał głos i przemówił temi słowy:
— O mężowie ze szczepu Haddedihn el Szammar, ten człowiek jest wielkim emirem i hadżim z krainy Franków; nazwisko jego brzmi —
— Hadżi Kara ben Nemzi — wtrąciłem.
— Tak, nazwisko jego brzmi: Emir hadżi Kara ben Nemzi. Jest to największy bohater i najmądrzejszy taleb w owym kraju. Wiezie on z sobą studnię Cem-cem i odwiedza wszystkie strony świata, by szukać przygód. Czy wiecie więc, kto on jest? Dżihadem[1] jest! Zobaczymy, czy zechce walczyć po naszej stronie przeciwko wrogom naszym!
Znalazłem się nagle w bardzo oryginalnej sytuacji. Cóż miałem odpowiedzieć? A jednak wszyscy czekali na moją odpowiedź; wszystkich oczy były zwrócone na mnie. Powiedziałem krótko:
— Walczę w obronie dobra i prawdy, przeciw nieprawości i kłamstwu. Do was należy moje ramię; wprzód jednak muszę z tym oto mężem, moim przyjacielem, udać się w miejsce, dokąd obiecałem go zaprowadzić.
— Dokąd?

— Muszę to wam wytłumaczyć. Wiele tysięcy lat temu żył w tym kraju lud, który miał wielkie miasta i wspaniałe pałace. Zaginął on doszczętnie, a miasta i pałace jego leżą w ziemi, zawalone gruzem. Kto kopie w głąb ziemi, widzi i uczy się, jak to było przed tysiącami lat i tego zadania przyjaciel mój chce się podjąć. Zamierza on czynić w ziemi poszukiwania za starożytnemi znakami i pismem, aby je odcyfrować i przeczytać — —

  1. Dżihad — taki, co walczy za wiarę.