Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/71

Ta strona została skorygowana.

— Synowie Haddedihnów są już od lat chłopięcych przyzwyczajeni do boju. Zwyciężymy wrogów. Ilu mężów zdolnych do walki posiada szczep Abu Mohammedów?
— Dziewięciuset.
— A Alabeidowie?
— Ośmiuset.
— Mamy więc dwa tysiące ośmset ludzi; do tego dodać należy nagłe zaskoczenie, gdyż wróg nie spodziewa się nas; musimy zwyciężyć!
— Albo będziemy zwyciężeni!
— Maszallah, zabijasz lwa, a boisz się Araba?
— Mylisz się. Jestem waleczny i odważny; ale odwaga działa podwójnie, gdy jest ostrożną. Czy uważasz za możliwe, że Alabeidowie i Abu Mohammedzi przybędą za późno?
— To możliwe.
— Wtedy stoimy z jedenastuset ludźmi przeciw trzem tysiącom. Wróg rozgromi naprzód nas, a potem naszych przyjaciół. Jak łatwo może się on dowiedzieć, że zamierzamy wyruszyć przeciw niemu! Wtedy i niespodziany atak nie nastąpi. A na cóż ci się to przyda, gdy będziesz walczył i odeprzesz tylko nieprzyjaciela? Gdybym był szejkiem Haddedihnów, takbym go pobił, by się już nie mógł na długi czas podnieść i musiałby mi składać corocznie haracz.
— Jakbyś się do tego zabrał?
— Walczyłbym nie jak Arabowie, ale jak Frankowie.
— Jakżeż oni walczą?
Teraz wstałem, aby wygłosić mowę o europejskiej sztuce wojennej, ja, laik w sprawach wojennych. Ale musiałem się zająć tym poczciwym szczepem Haddedihnów. Nie sądziłem, że grzeszę przeciwko swoim bliźnim, biorąc udział w tych naradach. Miałem raczej możność łagodzenia okrucieństw, jakich ci półdzicy ludzie dopuszczają się po każdem zwycięstwie. Naprzód opisałem ich własny sposób walki i wykazałem jej braki; potem przedstawiłem im te rodzaje walki, które stosuje się w europejskich armjach. Przysłuchiwali mi się z uwagą, a gdy skończyłem, poznałem wrażenie, jakie słowa moje wywarły, z długiego milczenia które, zapanowało po mej przemowie.