Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/90

Ta strona została skorygowana.

Szejku Maleku, jesteś wielkim wojownikiem; powiedziałem też do ciebie: Nanu malihin — kosztowaliśmy wspólnie soli.
— Hadżi Emir Kara ben Nemzi, i ty jesteś wielkim wojownikiem, powiedziałem też do ciebie: Nanu malihin. Mieszkacie w moim namiocie; jesteście moimi przyjaciółmi i towarzyszami; gotowi jesteście umrzeć za mnie, a ja za was. Czy powiedziałem prawdę? Czy mówiłem słusznie?
Potwierdziliśmy to poważnem uroczystem skinieniem głowy.
— Ale sól rozpuszcza się i niknie — ciągnął dalej. — Sól to symbol przyjaźni; gdy się roztopiła i znikła z ciała, to i przyjaźń się kończy i musi znowu być odnowioną. Czy to dobrze, czy to wystarczy? Mówię, że nie! Waleczni mężowie nie przy pomocy soli zawierają przyjaźń. Jest materja, co nigdy nie znika z ciała. Czy wiesz, szejku Maleku, co mam na myśli?
— Wiem.
— Powiedz.
— Krew.
— Masz słuszność. Krew zostaje do śmierci, a przyjaźń, którą się krwią pieczętuje, ustaje wraz z życiem. Szejku Maleku, podaj mi twe ramię!
Malek zmiarkował tak samo jak ja, o co chodzi. Obnażył więc swe ramię, a Mohammed Emin drasnął go lekko końcem swego noża. Wytryskające krople krwi spadały do małego, drewnianego, napełnionego wodą puhara, który szejk trzymał drugą ręką pod ramieniem Maleka. A potem przywołał mnie.
— Emir hadżi Kara ben Nemzi, czy chcesz być moim przyjacielem i przyjacielem tego męża, który zwie się szejk Malek el Atejbeh?
— Chcę.
— Czy chcesz nim być aż do śmierci?
— Chcę.
— A więc twoi przyjaciele i nieprzyjaciele są także naszymi przyjaciółmi i nieprzyjaciółmi, a nasi przyjaciele i nieprzyjaciele są także twoimi przyjaciółmi i nieprzyjaciółmi.
— Tak.
— Więc podaj mi twe ramię!