Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/112

Ta strona została skorygowana.

— Ależ nie mogę tego uczynić podczas nieobecności ojca! Czy on również jest skazany na banicję?
— Nie. Gdy go schwytamy, zostanie powieszony.
Santa Madonna! Co za nieszczęście! A cóż się stanie z naszym majątkiem?
— Może go pani zabrać ze sobą.
— A służba?
— To zależy od jej woli. Niech pani nie bierze całej sprawy zbyt tragicznie, sennorita. Niejeden już był z tego kraju wygnany i znowu powracał.
Po tych słowach alkalde oddalił się wraz z policjantami. Indjanka była świadkiem całej rozmowy. Gdy zamilkły ich kroki, rzekła z chytrym uśmiechem:
— Jaka pani mądra, sennorita!
— Nieprawdaż, Amaiko? Jest przekonany, żem niewinna.
— O, mężczyźni są często niebywale głupi. Ale czy pani naprawdę musi kraj opuścić?
— Może tak, może nie. Ojciec rozstrzygnie to dziś wieczorem.
— Czy ten wczorajszy posłaniec był wysłany przez sennora Cortejo?
— Tak; ojciec wróci do domu dziś wieczorem w przebraniu. Uważaj, aby nam nie przeszkadzano. Niema mnie w domu dla nikogo.
Rozkaz alkada wyprowadził jednak Józefę z równowagi. Czuła się bezradną; tęskniła za powrotem ojca. —
Siedziała późnym wieczorem w pokoju i czekała na ojca. Indjanka wartowała przy wejściu, aby natychmiast wpuścić Corteja, skoro wróci.

110