Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/115

Ta strona została skorygowana.

Józefa przyniosła posiłek; Cortejo spożywał z apetytem. Wrócili teraz do urwanej rozmowy.
— Czy goniec mój dotarł szczęśliwie? — zapytał Cortejo.
— Owszem — odparła. — Zakomunikował, że przybędziesz dzisiaj.
— Posłucha] więc, dlaczego przybyłem po ciebie, do Meksyku. Otrzymałem broń; Pantera gotów uderzyć, ale rezultat jest wątpliwy, Francuzi bowiem mają wiele wojska Trzeba ich zaatakować z dwóch stron: z północy i z południa. Dlatego rozpocząłem werbunek, dlatego też ruszam na północ, aby zebrać pokaźny oddział łudzi.
— Dlaczegóż ja mam iść z tobą?
— Jesteś mi potrzebna; zresztą i tak musisz opuścić miasto.
— Poco udajemy się właśnie do hacjendy del Erina?
— Z racji jej korzystnego położenia. Czy wiesz, gdzie teraz przebywa Juarez?
— Powiadają, że w Paso dei Norte.
— Słusznie. Śpieszę do niego, aby doprowadzić do skutku przymierze. Muszę wśrubować się w jego przyjaźń. Dopiero wspólnemi siłami będziemy mogli stawić czoło Francuzom.
— Ależ ojcze! Przecież chciałeś zostać prezydentem? Nie zostaniesz nim, jeżeli się sprzymierzysz z Juarezem.
— Głuptasie, wszystko się uładzi, bylebym tylko otrzymał pomoc.
— Rozumiem, poźniej będzie się można Juareza pozbyć?

113