— Tak jest. Ponadto dowiedziałem się, że wysłannik angielski jest w drodze do Juareza. Podobno wiezie dla niego broń, amunicję i pieniądze. Muszę czatować, aby mu wszystko odebrać. Gdy będę miał broń, amunicję i pieniądze, Juarez mnie przyjmie z otwartemi rękami.
— Ale gdy się dowie, że masz to, co właściwie było przeznaczone dla niego, — co wtedy?
— Któż mu to powie? Ja z pewnością nie. A tylko ja wiem o tem.
— Gdzie się znajduje angielski wysłannik?
— Wsiądzie na okręt w El Refiugio i popłynie górnym biegiem Rio Grande. Wtedy go napadnę. Zgadnij, kto to jest?
— Nie potrafię. Powiedz sam!
— Sir Dryden.
Józefa zerwała się z miejsca z okrzykiem:
— Dryden? Ten sam, naprawdę ten sam?
— Tak. Ten sam, któremu zrabowaliśmy miljony.
— Ten sam, który uwolnił Juareza z rąk Pantery?
— Tak — rzekł Cortejo z rozpromienioną twarzą.
— Jakiż szczęśliwy przypadek! A więc mam się udać do Rio Grande?
— Nie, Józefo; zostaniesz w hacjendzie dei Erina.
— Czy Arbellez zatrzyma mnie u siebie? Cortejo wybuchnął ostrym, pogardliwym śmiechem.
— Będzie musiał. Czy sądzisz, że mu pozostawię hacjendę?
— Jest przecież właścicielem.
— Chwilowo. Zrobię z hacjendy punkt operacyjny
Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/116
Ta strona została skorygowana.
114