Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/23

Ta strona została skorygowana.

jest zbrodniarzem. Jaka straszliwa szczerość. Drżała, jak w febrze.
— Tak, to okropne, — mówił dalej z obojętnością człowieka, który przeżył już najgorsze. — Ale to jeszcze nie wszystko. Poznałem dziewczynę, kochaliśmy się, oddawałem jej wszystko, co zdobyłem rabunkiem. Później spotkałem łotra z pod ciemnej gwiazdy. Dał mi złoto, abym dla niego popełnił zbrodnię. Zgodziłem się pozornie, lecz obroniłem ofiarę i za karę zabrałem mordercy całe pieniądze. Chciałem zostać po tym fakcie uczciwym człowiekiem, oddałem wszystko Mignon — zdradziła mnie jednak z pewnym wytwornym panem, który ją zabrał. Gdy zacząłem grozić, oświadczyła, że mnie zadenuncjuje.
— Cóż pan wtedy uczynił? Zabił ją pan?
— Nie — odparł pogardliwie. — Odszedłem i zacząłem pracować. Och, cierpiałem wtedy wiele i walczyłem sam ze sobą, jako ze swym najgroźniejszym przeciwnikiem. Ponieważ jednak postanowiłem sobie, że zostanę człowiekiem uczciwym, pozostałem nim, gdyż zwyczajem moim jest spełniać to, co zamierzyłem. W towarzystwie jednak porządnych ludzi uświadomiłem sobie grzechy; ta świadomość wypędziła mnie z ojczyzny w dalekie kraje, gdzie chcę za nie odpokutować i umrzeć.
Nastała głucha cisza. W oczach Rezedilli zakręciły się łzy. Trudno określić, czy były to łzy bólu, rezygnacji, czy też płakała nad biblijnym grzesznikiem, gotowym do pokuty, z którego niebo bardziej się cieszy, aniżeli z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedli-

21