Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/25

Ta strona została skorygowana.

— Nie, nie jestem nim.
— I nie sprzyja pan Francuzom?
— Nie. Nienawidzę cesarza, który panuje przez krew i kłamstwo. Potrafiłbym Napoleona zabić za to, że skazuje na zagładę poczciwego księcia. Sercem jestem z Meksykanami; kocham Juareza. Czy to pani wystarczy, sennorita?
— W zupełności. Jestem teraz spokojna.
— Żegnam więc panią.
— Odchodzi pan naprawdę, sennor?
— Tak. Odchodzę od pani na zawsze. Ale w Guadelupie pokażę się jeszcze kiedyś.
Spojrzenia ich spotkały się. Obojgu łzy przesłoniły oczy. Gerard miał wrażenie, że może ją teraz objąć, nie robiąc tem krzywdy. Ale opanował się; nie miał przecież prawa łączyć losu dziewczyny ze swoim.
Gdy opuścił pokój, Rezedilla ukryła twarz w dłoniach i wybuchnęła głośnym płaczem.
— Nazywa się Gerard — łkała. — Tak, zasługuje na to imię; jest naprawdę mocarny, zwyciężył bowiem samego siebie. Jest obrońcą, bo sam się przed sobą broni. Jakże musiał cierpieć. I jak ciężkie będzie moje życie. Nie, to stać się nie może, nie może.
Gerard usłyszał pode drzwiami jej łkanie, nie zawrócił jednak, tylko dosiadł konia, przewiązał kapelusz taśmą pod brodę, zarzucił strzelbę na ramię. Omijając bramę, przesadził śmiałym skokiem wysokie ogrodzenie i pognał pełnym galopem ku zachodowi. Nie zważał na huragan, który ryczał wkoło niego. Nareszcie, pośród prerji, zatrzymał konia, zeskoczył, rzucił się na

23