Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/58

Ta strona została skorygowana.
II
KOLBA

Pewnego niedzielnego popołudnia siedział stary Pirnero przy oknie i patrzył na ulicę. Padał gęsty, ulewny deszcz, co niedobrze uspasabiało handlarza właściciela knajpy. Aby dać ujście swoim humorom, czatował na córkę, które miała mu przynieść dzban piwa własnego wyrobu.
Rezedilla wróciła z loszku, postawiła dzban na stole i usiadła na zwykłem swojem miejscu z robótką w ręku. Stary łyknął haust piwa, postawił dzban i rzekł:
— Wstrętny deszcz.
Córka, jak zwykle, nie odpowiedziała. Mówił więc dalej:
— Można się utopić, co?
Ponieważ i teraz nie doczekał się odpowiedzi, odwrócił głowę i rzekł gniewnie:
— Powiedziałaś coś? Czy nie mam racji?
— Ależ masz rację — odrzekła lakonicznie.
— Gdybym był teraz na dworze i utonął, z pewnością niewiele robiłabyś sobie z tego, co?
— Ależ ojcze! — zawołała.
— Cóż dziwnego? Czy to niemożliwość? A więc przypuśćmy, że utonąłem, a ty tutaj siedzisz. Cóżbyś

56