Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/59

Ta strona została skorygowana.

robiła? Prowadziłabyś dalej gospodarstwo. Bez mężczyzny? Przecież to szaleństwo!
Rezedillę rozśmieszył bieg myśli starca; rzekła więc wesoło:
— Chyba nie wyjdziesz i nie utoniesz tylko po to, aby mi pokazać, że powinnam wyjść zamąż?
— Dlaczego nie? Jestem gotów tak postąpić. Dobry ojciec nie powinien cofać się przed niczem, byle swemu dziecku napędzić rozumu do głowy. Ale, ale, któż to przybywa?
Rozległ się tętent konia. Jeździec jakiś gnał wśród ulewy. Po chwili zatrzymał się przy drzwiach.
— Ach! — rzekł stary. — To ten leń zatracony, ten szpieg w łachmanach! Dziś nie wyjdę z pokoju ze względu na niego, choćby miał się upewnić, że jestem dyplomatą. Ulewa zbyt wielka.
Przybyszem był istotnie Gerard. Zobaczywszy trappera, Rezedilla oblała się rumieńcem. Pirnero ledwo mu kiwnął głową, za to Rezedilla pozdrowiła bardzo uprzejmie. Kazał sobie dać szklankę julepu, przyniosła ją i postawiła przed nim. Przez dłuższy czas panowała w pokoju cisza; stary bębnił z niecierpliwością po szybie. Wreszcie, nie mogąc już dłużej wytrzymać, rzekł:
— Okropny deszcz!
— Tak — odparł Gerard zamyślony.
— Można się utopić!
— No, tak źle nie jest.
— Co, nie jest tak źle? Jasteście innego zdania, aniżeli ja?
Pirnero odwrócił się, by rzucić geściowi gniewne spojrzenie, — widać zapomniał dziś o roli dyplomatycz-

57