— Sporą ilość pełnych worków.
— Skądże?
— Odkryłem żyłę złota.
— Gdzie?
— O, to już moja sprawa, sennor Pirnero, — rzekł gość, uśmiechając się.
— Ten nugget, któryście mi wręczyli, jest między przyjaciółmi wart najwyżej dwadzieścia dolarów.
— Trzydzieści.
— Czy mam zważyć i zmienić?
— Oczywiście.
Gospodarz wstał i po chwili przyniósł wagę. Po targach zgodzili się wreszcie na sumę dwudziestu pięciu dolarów, którą Pirnero natychmiast wypłacił.
— A więc jeszcze jeden julep? — zapytał usłużnie. — Już niosę!
Pod wpływem nuggetu autorytet gościa urósł w oczach Pirnera niezwykle szybko; obsługiwał nieznajomego uprzejmie i gorliwie. Po chwili usiadł znowu przy oknie. Ubolewał bardzo nad poprzedniem zachowaniem się i zaczął przemyśliwać nad tem, w jaki sposób swój błąd załagodzić. W pierwszej chwili nic mu nie wpadło do głowy. Rozpoczął więc stereotypowem powiedzeniem:
— Podła pogoda!
— Hm — mruknął gość.
— Ma jednak i dobrą stronę.
— Słusznie. Zwłaszcza dla mnie, bo przybywam aż z Llano estacado.
Gospodarz zerwał się na równe nogi, popatrzył na nieznajomego z podziwem i rzekł:
Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/73
Ta strona została skorygowana.
71