Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/74

Ta strona została skorygowana.

— Naprawdę?
— Tak. Kiedy się człowiek całemi dniami skwarzy w tej piekielnej spiekocie, deszcz przynosi prawdziwe orzeźwienie.
— Tak, bezwątpienia, — potwierdził gorliwie gospodarz. — Niech mi pan powie, sennor, czy przybywasz sam?
— Sam.
— Czy być może? Na to odważyłby się chyba niezwykły śmiałek.
— Nie zbrakło mi odwagi. Przecież widzicie, że jestem sam jeden.
— Oczywiście. Myślałem jednak...
— O czem pan myślał, sennor Pirnero?
Zapytany popatrzył badawczo na gościa i rzekł po dłuższym namyśle:
— Czy wie sennor, co to jest polityka i dyplomacja?
— Owszem.
— W takim razie wie pan również, że człowiek, posiadający zdolności polityczne i dyplomatyczne, niezawsze wszystko wypowiedzieć może.
— Racja! Ach, sennor, czyżby pan zdolności te posiadał.
— Przypuszczam! Wiadomo sennorowi, skąd pochodzę?
— Nie.
— A więc dowie się sennor, że pochodzę z Pirny.
— Z Pirny? — spytał gość, zaskoczony. — Z Pirny pod Dreznem?
— Zna pan moje strony ojczyste?

72