Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

— No i cóż, sennor? — zapytał Gerard. — Czy uważacie jeszcze moją strzelbę za stary, podły grat?
André ujął trappera za ramię i zawołał:
— Panie, wyście Czarny Gerard! Niech mnie djabli porwą, jeżeli to nie prawda.
— Zgadliście — rzekł potężny strzelec.
— Ale dlaczego ukrywaliście to przedtem?
— Bawiła mnie ta maskarada.
Pirnero chwycił się za głowę i biadał:
— Jestem osioł, patentowany osioł!
— Miałem wrażenie, że jesteście wielkim dyplomatą, — rzekł Gerard z uśmiechem.
— Ciołek jestem, a nie polityk, — odparł stary. — Ale naprawię mój błąd.
Po tych słowach wziął córkę za rękę i chciał ją przyciągnąć do siebie, ale Rezedilla opierała się.
— Oto jest, sennor! — zawołał Pirnero. — Bądźcie mym zięciem!
Rezedilla zaczerwieniła się po uszy. Gerard zauważył to i rzekł:
— Sennor Pirnero, nie popełniajcie drugiego błędu. Sennorita ma prawo wybrać sobie tego, kto jej się podoba.
— Dlaczegóż nie powiedzieliście odrazu, kim jesteście? — zapytał stary zakłopotany.
— Nie chciałem, by wiedziano, że Czarny Gerard oczekuje tutaj kogoś.
— Czy ten ktoś, to ja? — zapytał mały.
— Prawdopodobnie.
— W takim razie, oświadczam, że...
— Ani słowa więcej! — rzekł Gerard, wskazując wzro-

85