Nie odpowiedziała. Rzekł więc po chwili:
— Istny huragan!
Milczała. Wobec tego zapytał wprost:
— Nieprawdaż, Rezedillo?
— Owszem — odparła lakonicznie,
— Owszem? Tylko tyle? — zapytał, poruszony zwięzłością odpowiedzi.
— No tak; straszliwy huragan.
— Tak, i pył okropny!
Rezedilla zamilkła znowu; odwrócił się teraz ku niej i rzekł:
— Jeżeli jesteś tak milcząca, trudno ci będzie wytrzymać z mężem, gdybyś już kiedyś stanęła na kobiercu.
— Milcząca żona jest więcej warta od gadatliwej.
Pirnero chrząknął kilkakrotnie. Czuł, że jest pobity. Nie kleiła się rozmowa. Ale, nie dając za wygraną, podjął po chwili;
— Okropny wicher, istny huragan!
Nie uważała, aby ta trafna i wyszukana uwaga zasługiwała na odpowiedź.
Pirnero kiwnął głową i, dzwoniąc w szyby, mruknął:
— Ani jednego gościa w szynku.
Ponieważ i na to odezwanie się nie było odpowiedzi, odwrócił się ze słowami:
— Czy nie mam racji? Ani na lekarstwo! To źle dla dziewczyny, która powinna rozglądać się za mężczyznami. A może...
— Nie — odparła z niechęcią. — Nie chcę żadnego.
Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/9
Ta strona została skorygowana.
7