Strona:Karol May - Rapir i tomahawk.djvu/97

Ta strona została skorygowana.

Cesarz szedł jakiś czas w milczeniu. Po dłuższej pauzie rzekł:
— Myśli pan zapewne o hosannie mego przyjazdu?
— Tak, Najjaśniejszy Panie.
— Czy wątpisz, sennor. w szczerość tego entuzjazmu?
— Wątpię. Któż was przyjmował, Najjaśniejszy Panie? Ludność? Nie. Francuzi oraz ich zwolennicy. Entuzjazm był sztuczny; wiem o tem dokładnie. Jeżeli Francuzi przypuszczają, że pozycja ich tutaj jest mocna, mylą się grubo.
— Mówi pan o wojsku, na którego czele stoisz?
— Czy Napoleonowi I udało się zdobyć Hiszpanję? Tak samo bratankowi jego nie uda się utrzymać Meksyku. Francuzi nietylko nie mają gruntu pod nogami, lecz stoją — na źle spojonym pomoście, który w każdej chwili może się załamać. Meksyk to setki kraterów — lud jego to wulkan. Palą się, w nim podziemne siły, a wybuch będzie okropny. Gdyby Napoleonowi udało się nawet wysłać miljon Żuawów i Turków, niema pewności, czy wszystko się nie zawali.
— Co za perspektywa!
— Ośmielam się przedstawić ją Waszej Cesarskiej Mości. Niech się Wasza Cesarska Mość strzeże przed oddawaniem swego losu w ręce władcy z nad Sekwany. Władcy Meksyku nie wolno być kreaturą innego cesarza. Musi opierać swą moc i władzę na samym Meksyku. Nie wolno mu być łatwowiernym, nie wolno snuć fantazji, ani marzyć. Powinien wchodzić do kraju nie z fantastycznemi planami, a z szablą w ręku, Meksykanin jest wrogiem porządku. Ludzie tutejsi przypominają pół-

95