Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/102

Ta strona została skorygowana.

Teraz wezwał mnie emir, abym się udał razem z moimi pupilami i z nim na Sokoła. Rzeczy moje miano później stąd zabrać. Sokół, Esz Szahin, stał na kotwicy nieco wyżej. Ponieważ było dość ciemno, nie mogłem widzieć dokładnie jego kształtu, zauważyłem tylko przy świetle latarni, stojącej na pokładzie, że był bardzo długi i wąski, oraz że miał dwa maszty z całkiem odrębnem urządzeniem lin i żagli. Wtyle znajdowały się dwie kajuty, jedna na pokładzie, druga o kilka schodów niżej. Tę niższą przeznaczono dla mnie i dla dzieci. Zaopatrzona była w okna i, jak na trzy osoby, wcale obszerna. Urządzenie jej było wprawdzie wschodnie, lecz znalazłem tam przedmioty, które pozwalały i mieszkańcowi Zachodu mieszkać w niej dość wygodnie.
Emir wysłał jeszcze czterech ludzi do pilnowania dahabijch, dwóch innych zaś poszło po moje rzeczy. Kiedy go zapytałem, z ilu ludzi składa się załoga Sokoła, odpowiedział, że z czterdziestu zdolnych do boju mężczyzn. Wszyscy z nich znali doskonale Sudan i mieli, jak

98