ludźmi bardzo uczonymi i rozumniejszymi, niż wasi lekarze.
— Pragniesz przed nami zataić prawdę. Flaszeczka z życiem, którą miałeś w ręku, ocaliła mego syna. Umiesz życie zakląć w szklane naczynie, a potem dawać je umarłym. Nie! Nie! Nie sprzeciwiaj się temu! Wiem ja już dobrze, co o tem wszystkiem myśleć, lecz nie ponawiam mego zaproszenia.
— Oczywiście. Chrześcijanin nie może być gościem dla was miłym.
— Nie mów tak, panie! Ja nie pogardzam chrześcijaninem, ponieważ wierzy w Boga, a więc nie jest poganinem.Przyjąłbym go w każdej chwili, a tem bardziej zbawcę mego syna. Ale my jesteśmy zbyt nikczemni, ażebym śmiał powtórzyć mą prośbę. Jeśli nie masz jeszcze mieszkania, pozwól, a pomówię z marszałkiem domu, który ci pod niebytność baszy najpiękniejszy pokój w pałacu wyznaczy. On także chory. Jeśli go wyleczysz, będzie ci nieskończenie wdzięczny.
— Na co cierpi?
Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/127
Ta strona została skorygowana.
123