jedne drzwi wiodły na dziedziniec, przez który wszedłem. Stary ucieszył się bardzo tem, że pokój mi się podobał, poczem przeprosił mnie i oddalił się na kilka chwil, ażeby zająć się synem.
I tak znalazłem przecież mieszkanie w pałacu i to u człowieka stokroć sympatyczniejszego od marszałka. Gdybym był poprzednie mieszkanie trochę wcześniej lub później opuścił, nie byłbym spotkał rannego i musiałbym poszukać sobie mieszkania w mieście.
Gospodarz wrócił niebawem. Przyniósł mi fajkę i, chcąc mnie uczcić, sam ją zapalił. Potem przyszli służący i przynieśli obie strzelby oraz resztę mojej własności. Jeden z nich oznajmił:
— Effendi, musieliśmy marszałkowi powiedzieć, dokąd się przeniosłeś. Skoro usłyszał, że jesteś słynnym lekarzem, posiadającym flaszeczkę życia, żal mu się zrobiło, że był wobec ciebie niegrzeczny, i prosi cię, żebyś go przyjął u siebie. Jest bardzo chory. Lekarze nasi przepowiedzieli mu, że pęknie, więc marszałek
Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/130
Ta strona została skorygowana.
126