Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/142

Ta strona została skorygowana.

— Związano go sznurami tak, że leżał na ziemi, potem nałożono siodło, a kiedy mój syn na nie wsiadł, usunięto sznury czem prędzej. Parobcy, którzy przy tem byli zajęci, musieli uciec natychmiast, a w tej samej chwili wyleciał syn mój z siodła i uderzył głową o ścianę.
— Gdzie jest ten koń?
— Tam na dziedzińcu stajennym. Nikt nie ma odwagi dotknąć go teraz. Czekamy, dopóki sam nie powróci do stajni.
— Czy wolno mu się przypatrzeć?
— Tak, lecz musisz mi przyrzec, że będziesz trzymał się zdala.
— Przyrzekam.
— To chodź! Zobaczysz konia, jakiego nie było w twojej ojczyźnie i nigdy nie będzie.
Zaciekawił mnie bardzo. Prawdziwy ogier el Bakkara! Mój Rih, który tak daleko mnie nosił, był tej samej szlachetnej krwi. Poczciwy koniuszy nie domyślał się, że miałem pod sobą całkiem inne konie, aniżeli on. Już teraz, zanim zobaczyłem tego szpaka, byłem pewien, że źle się

138