Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/23

Ta strona została skorygowana.

niby nieumyślnie tak, że widział, iż znajdują się w nim papiery. Postąpiłem tak, aby całą sprawę przyśpieszyć i wziąć na lep tych ludzi. Że miałem słuszność i że w sedno trafiłem, przekonałem się natychmiast, gdyż człowiek ten odpowiedział:
— Dobrze czynisz, effendi. Zostań w kajucie. Powietrze nocne szkodzi obcym i niejeden już dostał nieuleczalnego zapalenia oczu, spędziwszy wieczór na dworze. Chroń więc światła oczu twoich! Czy będziesz mnie potrzebował dziś jeszcze?
— Nie. Zjem jeszcze kilka daktyli, wypalę dwie fajki i ułożę się do snu.
— W takim razie idę i nie przeszkadzam. Miej noc szczęśliwą!
Złożył mi ukłon głęboki, choć nie tak karkołomny, jaki składał Selim, i oddalił się, zapuściwszy rogożę, ażeby kajutę oddzielić od pokładu. Zaledwie to uczynił, zgasiłem glinianą lampkę, ażeby nie widziano mnie w ciemności, podniosłem rogożę i wyjrzałem za nim. Domyślałem się, że służący natychmiast

168
19