zawiadomi tamtych poczciwców o tem, co powiedziałem.
Na całym pokładzie nie było ani jednego światła. Zastępy gwiazd nie ukazały się jeszcze i tylko kilka ich zwiastunów migotało na niebie, nie mogąc rozjaśnić panujących ciemności. Wprawne moje oczy jednak patrzyły bystrzej, aniżeli oczy Arabów; dojrzałem ducha numer trzeci kierującego się ku środkowi statku. Podążyłem za nim. Wprawdzie nie obejmowałem wzrokiem całego pokładu, wiedziałem jednak, że leżało tam kilka obszytych łykowemi rogożami tobołów z tytoniem, transportowanych na południe. Popełzłem więc do nich na rękach i kolanach, jak mogłem najszybciej. Przypuszczenie moje sprawdziło się, kiedym się bowiem zbliżył, usłyszałem rozmowę. Na prawo stała oparta o toboł jakaś postać; obok niej druga. Posunąłem się nieco na lewo i położyłem po drugiej stronie tobołów. Usłyszałem przytem następującą rozmowę:
— Zaczekaj jeszcze! Nie należy dwa razy mówić o jednej rzeczy, skoro można
Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/24
Ta strona została skorygowana.
169
20