Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/36

Ta strona została skorygowana.

się czem prędzej. Złodziej kieszonkowy śpieszył się, a mnie zależało także na tem, ażeby skrócić podniecenie, w jakiem się znajdowałem. Dlatego poczołgałem się natychmiast ku swojej kajucie.
Szczęściem, rozmawiający rzucali silny cień, który mnie dostatecznie chronił. To też bez zbytniego wysiłku dotarłem do kajuty.
Spojrzawszy za siebie po raz ostatni, dostrzegłem jeszcze, że kuglarz zgasił latarnię. Gdyby był na tyle ostrożny, żeby uczynił to wcześniej, nie byłbym sobie wrył w pamięć jego powierzchowności, coby miało dla mnie, jak się później okazało, jak najgorsze skutki. Widać, że i najlepszy złodziej kieszonkowy popełnia błędy.
Najpierw zapaliłem lampę na nowo, co mi przyszło z łatwością, gdyż zaopatrzyłem się obficie w zapałki: na południu są drogie i nie wszędzie można je dostać. Chciałem, żeby mnie okradziono przy świetle, a nie w ciemności, co byłoby dla mnie niebezpieczniejsze. Następnie wyjąłem z portfelu trzy dokumenty z podpisami, oraz kilka innych ważnych dla

181
32