To sternik wołał. Był przy sterze niewiadomo dlaczego; schodził właśnie schodami obok mojej kajuty i zobaczył mnie. Teraz miałem sposobność przypatrzeć się godnej podziwu przytomności umysłu złodzieja kieszonkowego. Z okrzyku sternika wywnioskował, że jestem na pokładzie. Musiałem więc zbudzić się, a może nawet zauważyłem brak portfelu. Teraz miał dwie alternatywy przed sobą: albo zamordować mnie i potem zabrać papiery, albo uciekać. Wolał widocznie zaniechać pierwszej. Prawdopodobnie słyszał od mokkadema, że atak na mnie nie jest bezpieczny. Pozostało więc tylko drugie: ucieczka; przezorność jednak nakazywała mu ukryć twarz przede mną. Takie prawdopodobnie myśli w jednej chwili przebiegły mu przez głowę. Każdy inny obejrzałby się naskutek ostrzegawczego okrzyku. Nawet reis i służący spojrzeli wstecz z przestrachem. Kuglarz jednak nie odwrócił się wcale. Usłyszałem tylko szybkie, przytłumione, dosłyszalne jednak pytanie:
— Czy to rzeczywiście ten pies?
Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/42
Ta strona została skorygowana.
38