— Stanowczo! — odpowiedział reis.
— A więc tym razem sprawa się nie powiodła!
Odrzucił portfel tak, że papiery się rozleciały, pomknął jak wąż na pomost i zniknął w pomrokach wieczora; gwiazdy zaczęły się wprawdzie rozżarzać i rozpędzać ciemności, lecz nie w tym stopniu, żebym mógł zbiega okiem doścignąć.
Ponieważ się pozbył mego portfelu, który mógł znowu do mnie wrócić, ucieczka jego nie sprawiła mi przykrości. Nie wiem, cobym zrobił z muza’birem, gdybym go był pochwycił tak, jak zamierzałem. Oddać go mudirowi w Giseh, policji? Jakie kłopoty ściągnąłbym wtedy na siebie! A może puścić wolno, powiedziawszy mu, co myślę? Poszedł sam i w ten sposób uwolnił mnie od obowiązku wyrażenia mu mego zdania. Zapytałem więc sternika spokojnie bez cienia gniewu:
— Czemu tak krzyczysz? Czy aż w Kahirze powinni słyszeć, że jestem tutaj?
— Przebacz, effendi! — odpowiedział. — Tak się zląkłem ciebie...
Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/43
Ta strona została skorygowana.
39