Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/47

Ta strona została skorygowana.

Zszedłem następnie po wąskich schodach nadół i wciągnąłem na pokład pomost. Do tej czynności zazwyczaj używano dwóch ludzi.
— Ależ, effendi, jaki duch w ciebie wstąpił! — zawołał reis. — Na Allaha, nie wiemy, co z tobą począć i co myśleć o tobie!
Stał z obydwoma innymi pod masztem. Podszedłem do niego i odparłem:
— Jaki duch wstąpił we mnie? To tu widocznie są duchy. Właśnie chciał jeden z nich wrócić na statek, ale go ogień smolny przepłoszył. Ten poczciwy sternik myślał przedtem, że ja sam jestem widmem, a tymczasem tuż obok niego stoi widmo we własnej postaci.
— Ja — — widmem?! — zapytał wrzekomy sługa, na niego bowiem wskazałem.
— Tak, ty! Spodziewam się, że temu nie zaprzeczysz.
O, Allah! Ja mam być widmem! Effendi, dusza cię opuściła! Przyjdź do siebie!
Oparłem się o maszt. Oba płomienie

43