Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

i głuchy? Czy o uprzejmości świadczy to, że uważałeś za wskazane, aby mnie ten drab zamordował...
— Zamordował? — przerwał mi tonem dotkniętej niewinności.
— Nie wystarczyło ci, żeby mi tylko portfel zabrać? — mówiłem dalej.
— Portfel? — powtórzył. — Co mnie obchodzi twój portfel!
— Nic, całkiem nic; to czysta prawda. Jednak masz go przy sobie! Oddaj go!
Na te słowa wyprostował się, jak tylko mógł najbardziej, i fuknął na mnie:
— Effendi, jestem wyznawcą Mohammeda, a ty chrześcijaninem. Czy ty wiesz, co to znaczy w tym kraju? Zresztą, ja jestem reisem, a ty moim podróżnym. Czy wiesz, co to znaczy tu na pokładzie?
— Wkońcu — uzupełniłem jego przemowę — jestem człowiekiem uczciwym, a ty jesteś łotrem. Czy wiesz, co z tego wynika? Nie jesteśmy jeszcze w Sudanie, lecz tutaj w Giseh, gdzie wedle własnych słów twoich konsulowie nasi mają władzę, której się boisz. Muza’bir uszedł i...

47