Bardzo łatwo mogło być gorzej, znacznie gorzej.
— Czy macie czas?
— Mamy,
— Proszę was na chwilę na statek!
Trąciłem pomost tak, że się zaczepił o brzeg; równocześnie poczułem, że mnie ktoś pochwycił ztyłu i pociągnął. Był to reis. Szepnął mi głosem stłumionym, jakby nie chciał, żeby go dosłyszano z brzegu:
— A tobie co przychodzi do głowy? Kto tu ma prawo ludzi zapraszać, ja, czy ty?
— My obaj.
— Nie, tylko ja! A właśnie tego człowieka, którego poznaję po głosie...
Utknął i nie miał odwagi mówić dalej, gdyż owi trzej ludzie weszli właśnie na pokład. Na ich widok zniknął sternik czem prędzej w jednym z otworów pokładu, a mój służący podążył za nim równie szybko. Reisowi byłoby może także przyjemniej znaleźć się gdzieś w większem oddaleniu, gdyż ludzie ci byli mu bardzo nie na rękę, lecz nie mógł ani
Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/58
Ta strona została skorygowana.
54