Strona:Karol May - Reïs Effendina.djvu/66

Ta strona została skorygowana.

obszerniej pomówili, to może wpadłoby mi coś właściwego do głowy.
Szczególna rzecz! Niedawno temu byłem w niebezpieczeństwie śmierci, a teraz siedziałem na tem samem miejscu i bawiłem się arcykomiczną rozmową. Kiedy ten człowiek wszedł na statek i zdruzgotał formalnie reisa, wydał mi się baszą o największej liczbie buńczuków, a teraz dowiedziałem się, że chce pisać książkę, do której brak mu ni mniej, ni więcej, tylko tytułu, przedmowy, wstępu, treści i zakończenia. Jego zachowanie się wobec reisa kazało mi oczekiwać katastrofy, a teraz gawędził ze mną, jakgdyby na statku wcale reisa nie było. I skąd temu muzułmaninowi przyszło do głowy zajmować się kwestją niewolnictwa? — Powiedziałem ostatnie słowa dla żartu tylko, lecz podchwycił je natychmiast i zawołał:
— Któż ci powiedział, że nie będziemy o tem mówili? Ty dążysz do Siut i ja także.
— A to co innego! — odrzekłem.

62