Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/139

Ta strona została skorygowana.

— Okup będzie wynosił tyle, ile zapłacił Abd el Mottaleb, dziadek proroka; — sto wielbłądów!
— To mój cały majątek! — zawołał szeik. — Nic mi nie pozostanie, zupełnie nic; obracasz mnie w żebraka. Lecz będziesz go miał! Zabieraj wszystko! — Pozostanie mi wszak największy skarb — dziecko i żona, dla których odtąd żyć będę! Nie moja jednak ręka zamordowała twego krewniaka; zabójcę zastrzeliłeś owej nocy, gdy zamierzaliśmy was napaść na drodze do wadi Baszam!
— Sprawa więc ułagodzona; jesteście wolni! — oświadczyłem.
Rozwiązaliśmy ludzi szeika. Abd el Birr nie mógł tutaj pozostać ze złamaną nogą; szech el Beled oświadczył, że udzieli z chęcią gościny rannemu, żonie jego i dziecku, a nawet i mnie zaprosił. Przysięgał wraz z resztą naszych dotychczasowych wrogów, zaklinał się na wszystkie świętości, że nie zamyślają nic złego; uważają nas za swych braci i przyjaciół i będą bronić przed wrogiem. Pociągnęliśmy więc jako goście całego duaru. —
Przybywszy do Rakmatan, udaliśmy się do chaty szecha; przewiązałem nogę szeikowi; złamanie nie było skomplikowane. Na drugi dzień chory czuł się tak dobrze, że zawołał kadiego, by ponownie zaślubić odtrąconą żonę. Gdybym nie był chrześcijaninem, dostąpiłbym zaszczytu drużby; Omar mnie wyręczył. Poczciwiec, był tak wzruszony, że po ceremonji odezwał się do powtórnego nowożeńca:
— Ofiaruję ci prezent ślubny, którego nie powinieneś odrzucać; jestem świadkiem waszego szczęścia i nie

139