aby cię nawrócić na islam; wierzyłem święcie, że żaden chrześcijanin nie dostanie się nigdy do nieba; ja zaś tak bardzo, tak niewymownie cię kochałem, że nie mogłem zgodzić się na rozłąkę z tobą na tamtym świecie! Pomyśl tylko, ja w niebie, a ty w Gehennie! Dlatego mówiłem tyle o Mahomecie i naszych świętych księgach. Na słowa moje uśmiechałeś się tak łagodnie, jak ty jedynie potrafisz; nigdy nie przeczyłeś, nie spierałeś się o wyższość twojej religji nad moją. Stopniowo jednak dowiodłeś mi swem postępowaniem, że chrześcijaństwo stoi pod wszystkiemi względami wyżej od islamu. — Spełnisz więc na pewno moją prośbę, aby pośpieszyć za Persami; nieprawdaż, sihdi?
— Chętnie, tem bardziej, że nasza droga wzdłuż rzeki zaprowadzi nas i tak w ich kierunku; chociaż jestem przekonany, że nie posłuchają przestrogi. Być może, wyśmieją nas jeszcze.
— A niech tam! W każdym razie spełnimy swój obowiązek i będziemy mogli z czystem sumieniem udać się w dalszą drogę. — Czy już ruszymy?
— Tak, natychmiast!
Ruszyliśmy śladem Persów, wzdłuż brzegu rzek na północ. Ponieważ puściliśmy konie galopem, a ośmiu szyitów odjechało stosunkowo niedawno, więc niezadługo ujrzeliśmy ich przed sobą. Dojechaliśmy dosyć blisko, gdyż nie oglądali się poza siebie, dopóki nie usłyszeli oddechu naszych koni. Wtedy zatrzymali się i skierowali na nas, na rozkaz przywódcy, lufy swoich strzelb.
— Stójcie, bo strzelam! — zawołał mirza Muzaffar. — Wiecie już chyba, że nie pozwalamy, aby zbliżył się do
Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/164
Ta strona została skorygowana.
164