Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/217

Ta strona została skorygowana.

— Emirze, gdzie chcesz zamieszkać? Każdy z nas radby cię ugościć. Wybierz chatę, do której chcesz wejść! Uszanujemy twoje życzenie.
— Jesteśmy tak chętnie przyjmowani przez was wszystkich, — odpowiedziałem — że będziemy gośćmi całej wsi, a nie pojedyńczej osoby. Zwykliśmy sypiać na świeżem powietrzu, a więc chata jest nam zbyteczna.
Powiedziałem tak, nie chcąc wywołać niesnasek, bez których nie obeszłoby się, gdybym przedłożył jednego z tych poczciwców nad innych. Wiedziałem również, że mieszkania tych ludzi posiadają pewnych małych lokatorów o sześciu kończynach, z którymi nie miałem zamiaru zawrzeć bliższej znajomości. Postanowienie moje przyjęto, niemniej jednak zamierzano uczcić przyjazd „wielkiego emira Zachodu“.
Nie dziw, że im nasza powierzchowność, skoro w porównaniu z nimi byliśmy ubrani jak książęta i uzbrojeni jak zdobywcy. Oglądali moją długą niedźwiedziówkę, sztuciec Henry’ego, o którego dwudziestu pięciu kulach coprawda nie słyszeli, nóż bowiem i obydwa rewolwery. Halef miał swoją ładną flintę, nóż i dwa pistolety. W dodatku nasze konie! Tam, gdzie ocenia się ludzi tylko po ich broni i wierzchowcach, musiano uważać nas za znakomitych i bardzo odważnych mężów. —
Kościół stał pośrodku chrześcijańskiej poła--

217