Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/225

Ta strona została skorygowana.

Allaha, i nadano jej przymioty boskie. Przy każdem przesuwano jeden paciorek różańca, przyciskając go do piersi, ust i czoła.
Po wyliczeniu przymiotników rozpoczęto znowu wywoływanie od początku. Widziałem już dosyć i oddaliłem się, powracając tą samą drogą. Na nieszczęście, czułem się teraz tak bezpieczny, że zapomniałem o zwykłej ostrożności. Gdym przechodził obok ostatniej chaty, wyszła jakaś kobieta. Zetknęliśmy się niemal piersiami. Pomimo panujących ciemności spostrzegła moją twarz.
Ya Allah, gharib! — O Allah, obcy! — krzyknęła głośno, przestraszona.
Szybko poskoczyłem dalej. Przebyłem strumień i zdążałem zwolna do wsi chrześcijan. Gdy doszedłem do ogniska i usiadłem obok Saliba, ten rzekł, niespokojny:
— Dzięki Bogu, żeś wrócił! Lękałem się o ciebie, o panie, chociaż twój wierny hadżi Halef Omar opowiedział nam tyle o twojem męstwie i roztropności, że właściwie nie powinienem się był obawiać. Czy cię aby nie zobaczono? Słyszeliśmy jakieś głośne wołanie.
— Wydała je kobieta, która mnie spostrzegła.
— O nieba! Powie o tem Szir Saffi’emu, a ten przybędzie, aby cię ukarać!

225