Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/233

Ta strona została skorygowana.

— Wiesz Sam przecież, jak obwarowane są leśne obozy kurdyjskie. Trzeba trochę oleju w głowie, by się dostać do środka. A tego właśnie brak Szir Saffi’emu. Gdyby posiadał, choć krztynę zmysłu, strategicznego, nie obrałby tej doliny za podstawę działania. Wróg może swobodnie spuścić się z gór, zamykających dolinę z trzech stron, gdyż nawet wejście nie jest obwarowane. Również nasi gospodarze są ludźmi pokoju, a nie wojny. Czyż nie pozostawiali swych krewnych w jarzmie niewoli przez dwa lata? Ty naprzykład na ich miejscu pociągnąłbyś za Kurdami choćby na kraniec ziemi.
— Słusznie, sihdi! Gdyby mi porwano Hanneh, moją żonę, najsłodszą i najpiękniejszą z pośród żon i córek, pogoniłbym za sprawcami na rubieże świata, a nawet dalej jeszcze, aby łotrów zmiażdżyć, poćwiartować, posiekać, i uwolnić kwiat mego życia! A ty, sihdi, towarzyszyłbyś mi, nieprawdaż?
— Tak, kochany Halefie.
— Szkoda, wielka szkoda, że nie masz również żony, która byłaby najwspanialszym kwiatem, blaskiem twej rozkoszy. Żyłbyś podwój nie długo!
— Doprawdy?
— Tak, sihdi, — odpowiedział z najgłębszem przekonaniem. — Miłość kobiety przedłuża dni naszego żywota.
— Wobec tego ożenię się, minąwszy dzie--

233