Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/245

Ta strona została skorygowana.

— Zawołaj je również. Chcę matkę i dzieci powitać.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, lecz udał się do jednej z chat, aby spełnić polecenie. Wszyscy, którzy pozostali w obozie, to jest kilkadziesiąt dzieciaków, starców i kobiet, zbiegli się wokoło nas. Nadeszła młoda kobieta z czworgiem małych dzieci. Mimo obawy i najwyższego zdziwienia, zbliżyła się do mnie i zapytała:
— Czego chcesz, o panie?
— Czy jesteś żoną przywódcy, matką jego dzieci?
— Tak.
— Słyszałaś już może o cudzoziemskim wojowniku, imieniem Kara ben Nemzi Effendi?
— Tak, słyszeliśmy o nim wszyscy. Ma strzelby czarodziejskie i — — zatrzymała się, spojrzała na ogiera, zwróciła oczy ze strachem na mnie i krzyknęła głośno: — Panie, czy ty nim jesteś?
— Tak. Lecz nie lękajcie się. Nie uczynimy wam nic złego, jeśli usłuchacie nas. Uwolnijcie ośmiu niewolników, których porwaliście przed dwoma laty, chrześcijan i szyitów. Jeśli posłuchacie mego rozkazu, włos wam z głowy nie spadnie, — w przeciwnym razie przemówią lufy tych strzelb czarodziejskich, a dzieci twoje pierwsze śmierć poniosą!
Wybuchnął chaos jęków i krzyków. Wy--

245