Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/252

Ta strona została skorygowana.

kilku mil. Zobaczyliśmy zdała tłum Kurdów, wracających w największym pędzie do obozu. Nie mieliśmy zatem potrzeby obawiać się ich, przynajmniej w najbliższym czasie. Halef nie posiadał się z radości. Ja również byłem zadowolony. Z całego serca cieszyłem się na myśl, iż nieszczęśliwi jeńcy odzyskają rodziny.
Zawróciwszy, udaliśmy się do wsi szyitów. Chaty stały puste, nawet w oborach nie było bydła. Szir Saffi z dziesięcioma, czy też dwudziestoma wojownikami bezradnie medytowali przy strumieniu. Ujrzawszy nas zdaleka, pośpieszyli naprzeciw.
— Panie, — rzekł Szir Saffi — mieszkańcy mojej wsi znikli bez śladu. Ty byłeś tutaj dłużej ode mnie i musisz wiedzieć, gdzie się podzieli.
— Tak, wiem o tem, lecz gdzie jest reszta twoich wojowników?
— Przybędą niezadługo. Kurdowie Akra ścigali nas. Dlatego kazałem moim ludziom się rozproszyć, by łatwiej uszli pogoni.
— Niewiele jednak brakowało, aby ciebie schwytano.
Spuścił wzrok ku ziemi i przyznał:
— Tak. Zawdzięczam ci życie, panie!
— Myślę, że powinieneś się był sam ratować. Dlaczego nie broniłeś się przeciwko twemu prześladowcy? Był to wszak jeden tylko człowiek. I tyś śmiał zarzucać tchórzostwo sta--

252