posłuchaliśmy ciebie i modlili się żarliwie do Matki Boskiej, aby wróciła nam porwanych!
— Śmieszne! Cóż może uczynić Marryam, — zawołał gniewnie Szir Saffi, aby zagłuszyć swój wstyd, — kiedy wy wszyscy siedzicie z założonemi rękoma, zwłaszcza, że nawet Fatimeh nic nie pomogła, chociaż usilnie pracowaliśmy nad uwolnieniem jeńców, narażając się na niebezpieczeństwo!
— Milcz! — odparł stary. — To właśnie dowód, że wasza Fatyma nic nie może, jeśli, pomimo wysiłków, nie zdołaliście nieszczęsnych uwolnić. My pozostaliśmy tutaj, aby błagać Najświętszą Marję Pannę o pomoc i wierzę gorąco — — —
Nie dokończył. Stanął jak skamieniały, patrząc nieruchomym wzrokiem na kraniec doliny. Pozostali zwrócili się w tym samym kierunku, krzycząc głośno ze zdumienia i radości. Ujrzeli bowiem nadjeżdżających uwolnionych współbraci. Stary Salib wyciągnął ramiona i zawołał:
— O Marjo, o Marjo, łaskiś pełna! — Wysłuchałaś naszych modłów! — O moje dzieci!
Chciał pośpieszyć ku nim, lecz załamał się i runął na kolana. Wówczas zeskoczyli z koni i uklękli obok niego, płacząc łzami radości. Tylko Szir Saffi stał, milczący i ponury. Córka przystąpiła doń zwolna.
— Ojcze! — rzekła, onieśmielona, że dotąd nie wydał ani słowa radości na jej powitanie.
Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/254
Ta strona została skorygowana.
254