wi lecz zboczyli, aby zapewne ukryć zrabowano rzeczy i przybyć do fortu później od Indjan, oraz aby oskarżyć ostatnich o zbrodnię, przez nich samych dokonaną.
Puściliśmy rumaki naprzód. Winnetou odrzucił swoją wspaniałą, długą, kruczą grzywę i wycedził przez zaciśnięte wargi:
— Tu mój brat Szarlieh znowu widzi, kto jest lepszy, biały, czy czerwony. Mimo to szczęście dopisuje białym; my natomiast jesteśmy skazani na zagładę! Uff, uff, uff!
Co miałem i co mogłem mu odpowiedzieć? Nic! Zresztą, nie mieliśmy czasu rozwodzić się nad smutną kwestją, gdyż ujrzeliśmy przed sobą na horyzoncie oddział jeźdźców, który pędził na nasze spotkanie. Ponieważ mknęli z taką samą prawie szybkością, co my, więc spotkanie nastąpiło rychło. Była to cześć załogi fortu Hillock pod dowództwem porucznika. Kawalerzyści otaczali obu Indjan, spętanych i przytroczonych do siodeł. Oficer kazał się zatrzymać, poczem zwrócił się do nas:
— Skąd przybywacie, messurs?
— Z fortu Niobrara — odpowiedziałem.
— Tym oto śladem?
— Tak.
— Czy nie widzieliście czegoś podejrzanego?
— Owszem, sir, mianowicie trupy dwóch ludzi, których zabito i obrabowano.
— Well, zgadza się! Jak daleko stąd?
Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/267
Ta strona została skorygowana.
267