Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/268

Ta strona została skorygowana.

— Trzy kwadranse. Widzę dwóch spętanych Indsmanów. Dlaczego ich spętano?
— Ponieważ zabili owych ludzi, których widzieliście. Sprowadzimy ich na miejsce zbrodni, aby pogrzebać ofiary i powiesić morderców nad mogiłą. Wiecie chyba, że sprawiedliwość jest tutaj, na Zachodzie, bardzo skrupulatna.
— Wiem bardzo dobrze, sir, ale czy jest pan pewien, że ci Indjanie są istotnie winni?
— Naturalnie! Złapaliśmy ich z końmi i strzelbami zabitych?
— Skąd jednak master wie, że te konie i strzelby należały do zabitych?
— Człowieku, kto panu daje prawo tak mnie badać? Jesteś pan obcy tutaj, nie wyglądasz bynajmniej na człowieka Far-Westu, ja natomiast jestem oficerem i nie winienem panu zdawać rachunku ze swoich postępków!
Odwrócił się ode mnie, aby wydać komendę dalszej jazdy, lecz wyprzedziłem go:
— Stój, sir! Jeszcze jedna chwila! Czy znajdują się w forcie dwie osoby, które posądziły obu Indsmanów?
— Tak, a teraz trzymaj pan język za zębami, człowieku! Nie mam czasu wysłuchiwać próżnych zapytań i — —
— Próżnych? — przerwałem. — Najświętszy obowiązek skłania mnie do stawiania tych pytań, gdyż Indsmani są niewinni, zabójcami natomiast są ich oskarżyciele.

268