Fort Hillock z nazwy tylko był fortem. Na ogrodzonym czworokącie wznosiły się strażnice. Długie drewniane budowle nadawały osadzie wygląd raczej komory towarowej, niż fortecy. Brudno-białe resztki śniegu świadczyły, że plac był niedawno otoczony wysokim śnieżnym wałem, który roztopiła odwilż. Nie obawiano się widocznie napadu Indjan, gdyż brama, kiedyśmy się zbliżyli, byłe naoścież otwarta. Jak można było sądzić z zajęć, przy których zastaliśmy żołnierzy, wspomniane długie budowle były stajniami i śpichrzami. Przywołani naszym tętentem, ukazali się wnet dwaj oficerowie, porucznik oraz kapitan, który zmarszczył czoło, skoro nas ujrzał. Dowódca naszego oddziału zsiadł z konia i podszedł do niego, aby złożyć meldunek. My także zeskoczyliśmy z siodeł.
Kapitan słuchał meldunku swego oficera niezbyt wnikliwie, a skoro zbliżyliśmy się doń, zobaczyliśmy, że