poświęca naszym koniom większą uwagę, niż nam. Zmierzył je spojrzeniem znawcy i rzekł:
— Thunderklapp, jakie wspaniałe stworzenia! Odkupuję od was, gens! Ile mają kosztować?
Dopiero teraz uważał za stosowne uraczyć nas spojrzeniem. Winnetou nie wywarł nań najmniejszego wrażenia, ale skoro spojrzał na mnie, odczytałem na jego twarzy wyraz oszołomienia.
— All devils! — zawołał. — Kogo ja widzę? Czy to prawda? Kim jesteś, sir?
— Nazywam się Beyer — odpowiedziałem.
Ale on potrząsnął głową, podszedł do mnie, ujął mnie za szyję, odwrócił mą twarz na prawo, aby ujrzeć lewą stronę szyi, poczem rzekł triumfująco:
— Odrazu wiedziałem! Ta blizna zyskana w słynnej walce! Widziałem pana u matki Thick w Jefferson-City, i wiem teraz, że tych obu ogierów niepodobna kupić, gdyż w całych Stanach Zjednoczonych nie znajdziesz równego im zwierzęcia. Niech inni uważają was za greenhornów, mnie ta odzież nie oszuka, messeurs! Jesteście — — —
— Proszę, — przerwałem szybko — bez nazwisk, kapitanie!
— A to czemu?
— Z powodu Siouxów, przez których teren musimy przejechać. Jeśli pan nas naprawdę poznał, to wie pan chyba, że Siouxowie nie powinni nic wiedzieć o naszej obecności na ich obszarach.
— Well, jak sobie życzycie, sir! Zamierzałem po-
Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/272
Ta strona została skorygowana.
272