Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/81

Ta strona została skorygowana.




Czytelnicy przypominają sobie zapewne mego wiernego sługę hadżi Halefa Omara, gotowego zawsze do ofiar dla mnie swego „pana i władcy“. Coprawda mianował się wobec ludzi mym „obrońcą i przyjacielem“. Tej fanfaronady nie brałem za złe dowcipnemu hadżi; była to drobna słabostka wobec wielkich zalet jego osoby. List, który nadesłał mi po ostatniej rozłące, może służyć za niezrównany wzór stylu wschodniego. Przytaczam go w całości, aby czytelnicy wyrobili sobie dokładne pojęcie o charakterze Halefa. —

Kochany mój Sihdi[1]
Niechaj spłynie na Ciebie łaska i błogosławieństwo Boże! Przybyliśmy, ja i Omar. Wszędzie radość i szczęście! Pieniądze! Sława! Zaszczyty! Rozkosz! Błogosławieństwo, miłość, tęsknota, modlitwa — emirowi Kara ben Nemzi[2]. Hanneh[3], najsłodsza córka Amszahi, córki Maleka Abteibeh, jest zdrowa, piękna, zachwycająca. Kara ben Hadżi Halef[4], mój ukochany syn — to bohater! Jednym tchem połyka czterdzieści suszonych daktyli! O nie-
  1. Pan.
  2. Tak mnie nazywał.
  3. Jego żona.
  4. Miał wtedy sześć miesięcy.