Strona:Karol May - Sąd Boży.djvu/88

Ta strona została skorygowana.

— A ja zapewniam, że nie miałem zamiaru cię obrażać! Zwykłem wszystko czynić z namysłem i ostrożnością. Mam nadzieję, że tym razem okaże się ona zbyteczna!
Na tem urwała się nasza ożywiona wymiana zdań. Sądziłem, że przypuszczenia moje posunąłem za daleko. — Któż ośmieliłby podawać się za Abd el Kahira, nie będąc nim? Szeik, którego imię oznaczało „sługa cnoty“ był człowiekiem nader poważanym i cenionym. Więc powinienem był za zaszczyt sobie uważać, że miałem jechać na jego klaczy. —
Po upływie godziny usłyszałem tętent kopyt końskich i w otwartych drzwiach ukazał się czarnobrody człowiek, który obrzucił nas krótkiem spojrzeniem i pozdrowił, skłoniwszy się w moim kierunku:
— Sabah el cher, ia emir — dzień dobry, o emirze! Oczy moje napawają się dumą, że wreszcie mogły cię ujrzeć!
Bose jego nogi były obute w sandały: ciało miał owinięte zwykłym haikiem[1], opasywał się sznurem z wełny wielbłądziej. Kapiszon burnusa opadał mu na plecy, odsłaniając głowę. Bardzo rzadko widywałem tak charakterystyczne rysy. Ciemne włosy, zaplecione w mnóstwo warkoczyków, powiewały swobodnie za lada podmuchem; dwie równolegle blizny przecinały ukośnie jego nizkie a wydatne czoło; nie pochodziły z zadanych ran, lecz były umyślnie wywołane cięciami noża. Niektóre szczepy wojownicze naznaczają swych członków takiemi właśnie bliznami. Nie wiedziałem wszakże dotychczas, że i Muntefikowie mieli ten zwyczaj. — Broda szeika była gęstsza, niż spotyka się zazwyczaj u szcze--

  1. Rodzaj zwierzchniej odzieży.
88