— Ogallalla nie być niedźwiedź. Masser Bob nie bać się Ogallalla!
Wyciągnął groźnie swe wielkie pięści z taką miną, jakgdyby chciał połknąć dziesięciu naraz Ogallalla.
— No dobrze, spróbujemy, skoro tak kochasz swego młodego pana. Bądź gotów za parę minut wyruszyć w drogę!
Bob odszedł.
Zwracając się do Winnetou, który stał wraz z przywódcą Upsaroca, wodzem Szoszonów i jego synem, Shatterhand dodał:
— Mój brat-pojedzie dalej i poczeka na mnie przy K’un-tui-temba, przy Paszczy Piekła. Ze mną zaś pojedzie piętnastu jeźdźców Upsaroca ze swoim przywódcą, Moh-aw oraz piętnastu wojowników Szoszonów. Musimy natychmiast wyruszyć za pięciu szaleńcami, aby ich wydobyć z niebezpieczeństwa. Nie mogę zawczasu określić, z której strony przybędziemy do Paszczy Piekła. Może się zdarzyć, że Sioux-Ogallalla wcześniej dotrą do grobowca wodza, niż ja ze swoim oddziałem.
Po kilku minutach Old Shatterhand z czerwonymi wojownikami cwałował wślad za pięcioma nieprzezornymi spiskowcami. — — —
Rzecz zrozumiała, że zbiedzy wyprzedzili go o szmat drogi. Coprawda noc i nieznajomość terenu utrudniała jazdę, ale bądź co bądź odbiegli
Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.
100