Zaskoczeni biali pojęli, że opór nanicby się nie zdał.
— Do licha! — krzyknął Jemmy po niemiecku. Wjechaliśmy im wprost do rąk. To są Sioux-Ogallalla, ci na pewno, których chcieliśmy szpiegować. — I, zwracając się do wodza, dodał po angielsku: — Poddać się? Nic wam nie wyrządziliśmy. Jesteśmy przyjaciółmi czerwonych mężów.
— Sioux-Ogallalla zwrócili topór wojenny przeciwko białym — odparł czerwony. — Zejdźcie z koni i odłóżcie broń! Nie będziemy czekać.
Pięćdziesiąt par oczu wpiło się ponuro w białych i pięćdziesiąt czerwono-bronzowych pięści ściskało rękojeście noży. Pierwszy zlazł z wierzchowca Długi Davy.
— Ustąpcie! — rzekł do towarzyszów. — Musimy zyskać na czasie. Nasi na pewno przybędą z odsieczą.
Towarzysze zeskoczyli z koni i wręczyli wrogom broń. Wohkadeh nie wjechał za nimi, jak już zaznaczyliśmy. Z zewnątrz ujrzał całą scenę i natychmiast uskoczył nabok, aby go nie spostrzeżono. Poczem zlazł z konia, położył się na ziemi i wysunął głowę o tyle, że mógł zajrzeć do podwórza.
To, co ujrzał, przepełniło go zgrozą. Poznał wodza. Był to Hong-peh-te-keh, Ciężki Mo-
Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.
106