prowadzi do Yellowstone i pojechali z nim, aby wypalić fajkę pokoju z Ciężkim Mokasynem.
Szyderczy uśmiech zadrżał na wargach naczelnika.
— Złaź z konia i podejdź do swoich białych braci! — rozkazał. — Jesteś naszym jeńcem, tak samo jak oni.
— Wohkadeh jeńcem własnego plemienia? Kto dał Ciężkiemu Mokasynowi prawo zniewalania wojowników swojego narodu?
— Sam sobie nadał prawo! Jest dowódcą wyprawy wojennej i może czynić, co mu się podoba.
Wohkadeh spiął konia ostrogami i obrócił na tylnych nogach wokoło. Ponieważ rumak bił przedniemi kopytami w powietrzu, przeto otaczający go Sioux-Ogallalla musieli się cofnąć. Wohkadeh miał więc przed sobą swobodne miejsce. Złożył cugle na szyi wierzchowca i, uwolniwszy dzięki temu również lewą rękę, zmierzył się ze strzelby.
— Od jak dawna mogą naczelnicy Sioux-Ogallalla czynić, co im się podoba? Nacóż więc istnieje zgromadzenie starych ojców? Wohkadeh jest młody, ale zabił białego niedźwiedzia i nosi na głowie pióra orle. Nie pozwoli się schwytać w niewolę, a kto go obraża, będzie musiał z nim walczyć!
Te dumne słowa nie przebrzmiały bez echa. Naczelnicy Indjan nie posiadają władzy dzie-
Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.
108