Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

— Rozumnie pan wnioskuje. A ponieważ est master szczery, więc wybaczymy panu, jto głupstwo. Zresztą, niech pan nie sądzi że mógłbyś nas podsłuchać. Zrozumieliśmy zamiar wodza i na pewno zachowalibyśmy wobec pana milczenie.
— Ale co mu odpowiem, kiedy mnie zawezwie?
— Powiem panu! — odpowiedział Jemmy. — Powiesz, że uratowaliśmy Wohkadeha, kiedy go schwytali Szoszoni, i towarzyszyliśmy mu, aby go zaprowadzić bezpiecznie do swoich. Innych białych niema tutaj nigdzie. Kiedy spróbuje pana zjednać obietnicami, nie daj się na wędkę schwytać. Raczej od nas spodziewaj się ratunku, niż od niego.
Tak załatwiono przykry incydent.
Jeńcy nie mogli swobodnie poruszać członkami. Jedyny ruch dostępny polegał na tem, że mogli się toczyć z jednego boku na drugi. Dzięki temu zresztą Jemmy zbliżył się do Baumanna, który, leżąc teraz między Marcinem a grubym westmanem, wysłuchał relacji, wypowiedzianej szeptem, i pokrzepił się nadzieją rychłego oswobodzenia.
Tymczasem wódz, zwoławszy co najwybitniejszych wojowników, kazał przyprowadzić Wohkadeha. Wojownicy utworzyli półkole; pośrodku usiadł wódz. Jeniec stanął naprzeciw nich, między dwoma strażnikami, którzy trzymali noże

119