Strona:Karol May - Sępy skalne.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

w rękach. Był to niewesoły prognostyk dla Wohkadeha. Świadczył, że sprawa przybrała niepożądany obrót.
Oczy wojowników wraziły się ponuro w jeńca. Wódz zagaił:
— Wohkadeh niech opowie, co przeżył od chwili, kiedy odłączył się od nas.
Wohkadeh spełnił żądanie. Wymyślił bajeczkę, że Szoszoni zauważyli go i schwytali; wszelako odbili go biali. Mówił tonem pewnym, przekonywającym, niestety, widział, że nie budzi wiary w słuchaczach.
Skoro skończył, nikt z wojowników nie odezwał się ani słowem. Wódz zapytał:
— Kim są ci czterej biali?
Wohkadeh wymienił naprzód Grubego Jemmy’ego i Długiego Davy’ego, i dodał, że wielki to zaszczyt dla Szoszonów, iż zawitali do nich tak słynni myśliwi.
— A obaj pozostali?
Wohkadeh nie odczuł zakłopotania. Odpowiedź przygotował zawczasu. Wymienił jakieś nazwisko dla Franka i oświadczył, że Marcin jest jego synem.
Wódz ani drgnął, zapytał tylko:
— Czy Wohkadeh nie wie, że niedźwiednik ma syna imieniem Marcin?
— Nie.
— I że mieszka z nim człowiek, zwany Hobble-Frank?

120